scroll

Nie kończące się wakacje!

Moja przygoda z Camp America trwa już szósty rok... Kto by pomyślał?!

Zaczęło się bardzo niewinnie- byłam uczennicą liceum i nie miałam pomysłu na wakacje. Zobaczyłam plakat Camp America o spotkaniu informacyjnym. „Wakacyjna praca w USA” bardzo mnie kusiła, choć nie byłam do końca pewna, o co chodzi. Po prezentacji byłam już przekonana, że camp to coś dla mnie. W wyjeździe upatrywałam niesamowitej szansy zobaczenia kraju, o którym marzy tysiące ludzi. Miałam perspektywę zdobycia pierwszych doświadczeń w pracy, kontaktu z ludźmi z najróżniejszych kultur, a także możliwość nabycia umiejętności posługiwania się angielskim w życiu codziennym. Okazało się również, że ten wyjazd jest tańszy od kursu językowego w Anglii, no i jeszcze to, że mogę na nim zarobić!

Decyzja o wyjeździe okazała się jedną z najbardziej trafnych w moim życiu.

Konsultant Camp America, który był moim pierwszym kontaktem z organizacją okazał się bardzo kompetentną osobą. Szybko rozwiał moje wątpliwości i pomógł w sprawnym załatwieniu formalności. Nawet nie spostrzegłam, kiedy nadszedł dzień wylotu. Bardzo na niego czekałam, a jednocześnie obawiałam się „nowego”. Moje emocje schłodzone zostały przez pyszne lody podane na pokładzie samolotu linii Virgin Atlantic. Camp America lata z nimi do dziś, i słusznie! 🙂

Moje pierwsze dni na campie to wiele wspólnych imprez integrujących miedzynarodową obsługę, a także czas „orientations” – szkoleń na temat kto, co, gdzie i jak powinien robić na campie.

W pierwsze wakacje pracowałam jako counsellor – opiekunka grup małych, rozbrykanych amerykańskich dziewczynek. To praca dla lubiących wyzwania, cierpliwych i entuzjastycznie nastawionych osób. Jeśli lubicie spokój i ciszę, ta praca nie jest dla Was. Counsellor pracuje przez większość dnia wśród dziecięcej wrzawy… po angielsku. To chyba największy z plusów tej pracy – intensywny „kurs językowy” pod okiem amerykańskiej dziatwy – milusińskich i bardzo pod tym względem wymagających camperów.

Moje kolejne doświadczenie to praca w pralni. Panowała tam gorąca ale za to dość leniwa atmosfera. Innym ciekawym doświadczeniem była praca jako maintenance -zostałam malarzem! Moim zadaniem było malowanie drewnianych domków na obozie. Wbrew pozorom praca okazała się bardzo przyjemna! Opalałam się do woli, zwłaszcza podczas malowania dachów, za to w czasie deszczu miałam wolne.

Po campie przychodzi czas podróżowania. Warto zostawić sobie choć trochę czasu na tę przyjemność. Każdy znajdzie w Stanach coś dla siebie, na miarę budżetu i zainteresowań. Amerykanie poznani na obozie bardzo ułatwiają sprawę, są zwykle serdeczni i chętnie zapraszają do siebie w odwiedziny po obozie. Wato skorzystać z okazji! Myślę, że żaden inny wyjazd nie dałby mi możliwości tak oryginalnego spędzenia całych czterech miesięcy studenckich wakacji.

Program Camp America pozwolił mi na sprawdzenie siebie, bezpiecznie nauczył samodzielności i poszerzył horyzonty. Z wakacji wraca się z głową pełną pomysłów, notatnikim zapełnionym adresami nowych przyjaciół i albumami ze zdjęciami z niezapomnianych miejsc.

Tych przeżyć nie da się w żaden sposób opisać, trzeba po prostu spróbować. Camp America daje gwarancję solidnej organizacji wyjazdu, pewność miejsca pracy i fantastyczne towarzystwo.
Zachęcam każdego do podjęcia wyzwania. Tak naprawdę można spróbować jedynie podczas studiów, czasu nie jest więc wiele.

Muszę jednak przed czymś Was ostrzec… Camp America uzależnia!
A więc… do zobaczenia w Stanach! 🙂

 

Autor: Katarzyna Jarema