scroll

W tyglu kontrastów

Witam na stronie opisującej moje doświadczenia związane z wyjazdami do USA w ramach programu wymiany kulturalnej Camp America. Jeżeli po przeczytaniu na naszej stronie szczegółów opisujących zasady organizowanych przez nas programów zastanawiasz się, czy forma takiego wyjazdu jest dla Ciebie odpowiednim sposobem spędzenia wakacji, mam nadzieję, że osobisty opis moich przeżyć pozwoli Ci na spojrzenie na udział w jednym z naszych programów z trochę innej strony i pomoże w podjęciu właściwej decyzji.

Wybierając się pierwszym razem na camp, właściwie nie miałem jasno sprecyzowanych oczekiwań, chodziło mi głównie o to, by po latach nauki angielskiego w Polsce sprawdzić moją umiejętność posługiwania się angielskim w realnych sytuacjach z ludźmi nie znającymi innego języka. Wyjazd do USA na całe wakacje był idealnym sposobem na zrealizowanie tego celu. I nie zawiodłem się – okazało się, że ciągłe przebywanie w angielskojęzycznym środowisku przez 3 miesiące nie pozostało bez znaczącego wpływu na moje umiejętności porozumiewania się po angielsku, tym bardziej było to cenne, że na moim campie oprócz Amerykanów było wielu Anglików, Szkotów, Australijczyków, Nowozelandczyków – każdy z nich mówi po angielsku na swój sposób i dzięki doświadczeniu tej różnorodności moja zdolność rozumienia angielskiego jest dziś bardziej wszechstronna niż kiedyś, a do tego w rozmowach ze znajomymi z zagranicy mogę sobie pożartować na temat ich akcentów – mam kolegę z Anglii, o których mówimy, że ze względu na niespotykaną poprawność jego akcentu dostanie angaż w BBC, z kolei Szkoci z powodu specyfiki swojej wymowy dla wszystkich są od początku rozpoznawani jako wyjątkowo trudni do zrozumienia…

Czas spędzony na campie łączy w sobie pracę i rozrywkę, jest to ogólna zasada odnosząca się do wszystkich naszych programów, niezależnie czy jest to praca na campie jako campower lub counsellor czy też wyjazd w ramach programu Camp America Work Adventures do pracy w innym miejscu niż camp. W moim przypadku wyjazdy jako campower za każdym razem, a było ich na razie 3, oznaczały trochę inną pracę związaną z awansem w campowej hierarchii z racji mojego rosnącego doswiadczenia. Doszedłem więc do stanowiska zastępcy kierownika działu „Food Service” na moim campie, będąc tam przełożonym dla międzynarodowego zespołu kilkunastu osób pracujących w kuchni, dla których organizowałem pracę i sprawdzałem wyniki realizacji postawionych przed nimi zadań. Camp jest na swój sposób specyficznym miejscem, gdzie wszyscy się znają i starają spędzić ciekawie czas, ja jako zapalony sportowiec poza godzinami pracy uczestniczyłem w zajęciach sportowych różnego rodzaju – dobrze znam charakter takich zajęć od strony counselora-specjalisty i dziś sam mógłbym wyjechać jako osoba pracująca w tym charakterze. Poza korzystaniem z wyposażenia sportowego na campie, które było bardzo bogate (możliwość uprawiania całej gamy sportów wodnych, ściana wspinaczkowa, boiska do różnych gier zespołowych, sale gimnastyczne i siłownia, nawet łucznictwo), w wolnym czasie dyrekcja ośrodka organizowała dla zagranicznej załogi wyprawy do kręgielni, kina, skateparku itd. czy po prostu na zakupy. Także imprezy tematyczne typu „Hawaii party” czy „pyjama party” w miedzynarodowym gronie pozostaną na długo w mojej pamięci.

Jakkolwiek hasło „program wymiany kulturalnej” może górnolotnie brzmieć, bezcenną korzyścią zdobytą dzięki wyjazdom z Camp America są rozpoczęte tam nowe przyjaźnie, z wieloma spotkanymi na campie osobami utrzymuję cały czas kontakt, po powrocie do kraju pokazywałem Polskę moim zagranicznym przyjaciołom z Hiszpanii czy Nowej Zelandii, jeżdżąc po całym kraju odwiedzaliśmy polskich znajomych z obozu, był to bardzo dobry dowód potwierdzający, że nasze przyjaźnie ciągle trwają mimo upływu czasu. Sam też mogłem liczyć na pomoc przy zwiedzaniu Budapesztu od mojego węgierskiego kolegi. Takich epizodów jest więcej, wielu z byłych „campowiczów” czuje do swoich wakacji spędzonych z Camp America w USA niegasnący sentyment, wracając w następnym roku, i następnym…by spotkać starych znajomych. Przejawia się to zresztą także w inny sposób, np. mój kolega z Czech stworzył stronę internetową, na której umieszczone są zdjęcia zrobione w ciągu kilku lat na naszym campie.

Osobny rozdział w doświadczaniu USA, coś poza „camp life”, to podróże po zakończeniu kontraktu z pracodawcą. Zwyczajowe stwierdzenia, że Stany to „tygiel narodowości” czy „kraj kontrastów” itd. nabiera rzeczywistego sensu w chwili, gdy ma się możliwość zobaczenia USA na własne oczy. Mam za sobą pobyt w Nowym Jorku, gdzie przez ponad miesiąc wynajmowaliśmy z kolegami mieszkanie na Brooklynie, dobrze się wczuliśmy w atmosferę tego miasta i odpowiadał mi ten rytm – jeżdżenie metrem po NYC to historia sama w sobie, ludzie spotykani na ulicach Nowego Jorku i niepowtarzalność każdego z nich tworzą jedyną w swoim rodzaju różnorodność stanowiącą o charakterze NYC, tak egzotyczną dla przybysza z Polski. Byłem na Manhattanie w dniu zamachu na WTC, co sprawiło, że poczułem się trochę jak świadek historii…

Z Zachodniego Wybrzeża USA bardzo miło wspominam czas spędzony na północnym zachodzie w Seattle w stanie Washington, Portland w stanie Oregon, wielkie wrażenie zrobiło na mnie tamtejsze wybrzeże Pacyfiku i lasy sekwojowe w pn. Kalifornii. Widziałem w USA niemało, jednak ciągle mam świadomość, że to tylko kawałek i trzeba będzie jeszcze kilka razy pojechać aby poznać nowe, niewidziane do tej pory ciekawe miejsca…

Z fascynacji Camp America jako pomysłem na wakacje przynoszącym wiele korzyści wzbogacających osoby biorące w nim czynny udział wzięła się chęć aktywniejszego uczestnictwa w życiu Camp America, aby być w styczności z Camp America także w czasie, gdy nie jestem w USA. Dlatego po moim pierwszym pobycie w USA w 2000 roku zgłosiłem się do londyńskiego biura Camp America z prośbą o przyjęcie mnie jako konsultanta organizacji mającego pomagać innym studentom w organizacji ich wyjazdów. Przeszedłem sito rekrutacyjne, profesjonalne szkolenia dla konsultantów i zostałem zaakceptowany – od tej pory doradzam wszystkim chętnym do wyjazdu. Obecny sezon jest już moim trzecim, w którym zajmuję się tą działalnością, za każdym razem, gdy dostaję od „moich” aplikantów (a było ich już wielu) relacje z ich pobytów w USA i podziękowania za to, co dzięki nim zyskali, cieszę się z dobrych efektów mojej współpracy z aplikantami. Moje zaangażowanie w Camp America posunęło się do tego stopnia, że nawet moja praca magisterska bezpośrednio dotyczyła tego właśnie tematu, można chyba powiedzieć, że na Camp America zjadłem zęby….a jeśli jeszcze nie, to pewnie kiedyś zjem. Jeżeli chciał(a)byś wiedzieć więcej na temat organizowanych przez nas programów, bardzo chętnie się z Tobą spotkam, wyjaśnię Twoje wątpliwości i pomogę w takiej realizacji Twojego procesu aplikacyjnego, która połączy Twoje oczekiwania i umiejętności z tym, co będziesz chciał(a) zastać w USA. Zapraszam.