Mój typowy dzień zaczynał się od pobudki o 7:30, szybkiego ogarnięcia się i budzenia grupy starszaków. Ważne było to, żeby do 8:00 wszyscy byli ubrani i każdy zdążył z porannym prysznicem. O 8:20 byliśmy już na śniadaniu w dining hallu, na które mieliśmy czas do 9:00. Po posiłku general counsellorzy ustawiali się przed wejściem i zbierali swoje grupy na pierwszą aktywność dnia. Ja pełniłem rolę counsellora rotacyjnego, co oznaczało codziennie inny grafik.
Często zaczynałem od mountain biking lub archery. Pamiętam do dziś, jak pierwszy raz wyjechaliśmy rowerami z campu z najstarszą grupą. Mój camp był usadowiony na górze, więc zjazdy drogami były ekstremalnie szybkie i ekscytujące!
Kolejne aktywności zaczynały się po około godzinie, z pięciominutową przerwą na zebranie kolejnej grupy na następne zajęcia.
Jako drugą lub trzecią aktywność często dostawałem woodworking, co osobiście uważam za najciekawsze zajęcia, jakie miałem. Będąc drugą parą oczu i rąk prowadzącego Chrissa, pomagałem podopiecznym przy cięciu desek, posługiwaniu się narzędziami, takimi jak woodburner do wypalania w drewnie słów i znaków, oraz szlifierka taśmowa do wygładzania ostrych krawędzi drewna. Najbardziej poruszający widok to siedmioletnia dziewczynka próbująca z moją pomocą ciąć grubą deskę piłą – naprawdę dawała radę!
Między pierwszą a trzecią aktywnością zdarzały się offperiody, w których miałem godzinkę dla siebie – na odpoczynek lub dołączenie do innych grup z aktywnościami na całym campie. Mogłem wtedy spróbować całkowicie nowych rzeczy, takich jak fotografia czy zajęcia plastyczne.
Czwartym okresem w naszych grafikach był lunch, trwający do 12:55. Każdy posiłek był podawany w formie szwedzkiego stołu, na który po kilkunastu dniach musiałem zacząć uważać, bo waga rosła nieubłaganie 😉
Po nim zbieraliśmy grupy na kolejne aktywności, takie jak sport na sali gimnastycznej (odpowiednik naszego WF-u), music na auli z grą na różnych instrumentach i LEGO. Dokładnie tak – jedną z aktywności było układanie klocków LEGO. Kiedy mój camp director wspomniał o tym podczas interview, powiedziałem mu krótko, że mnie tym kupił!
Przez godzinkę, trzy razy w tygodniu, budowaliśmy nowe zestawy i własne konstrukcje z części w dużych boxach. Za każdym razem ciężko było mi się odkleić od projektu, który tworzyliśmy wspólnie w danym tygodniu.
Po szóstym okresie przychodził czas na staff meeting, na którym cała ekipa counsellorów wraz z camp directorem omawiała bieżące sprawy i zachowanie dzieci. Po spotkaniu przychodził czas na basen, na którym pełniłem rolę lifeguarda, na zmianę z innymi counsellorami. Kurs odbyliśmy dosłownie przed rozpoczęciem campu, więc byliśmy dobrze przygotowani. Basen sprawiał, że dinner przebiegał bardzo sprawnie.
Kolację kończyliśmy o 18:30 i rozchodziliśmy się do dormów, aby odpocząć i przygotować się do wieczornych aktywności. W zależności od pogody najczęściej grałem w bilard lub chodziłem na ryby. Po całym campie były to dwie najważniejsze umiejętności, po upłynnieniu angielskiego, które doszlifowałem jak deskę papierem ściernym. Wcześniej potrafiłem grać w bilard, ale nie wiedziałem, jak łowić ryby – tym razem uczyłem się tego od chłopaków, którymi się opiekowałem. Fantastyczne doświadczenie!
21:30 to czas, kiedy chłopcy musieli być w pokojach gotowi do spania. W zależności od tego, czy się wyrobili, dawaliśmy im z Alexem, dorm-headem męskiego budynku, czas na męskie rozmowy – tylko dla starszaków. Chłopcy mogli poruszać różne tematy bez konsekwencji, pod naszą kontrolą. Była to dla nich duża nagroda, ponieważ nie często zdarzało im się być w pokojach na czas :))
Zazwyczaj dzień kończyłem o 22:00, mając czas na szybką siłownię lub obejrzenie czegoś na telewizorze.
W weekendy były wycieczki, czasem campingi lub wyjazdy w różne miejsca. Czas mieliśmy z góry zorganizowany i wracaliśmy na kolację lub później, powtarzając wieczorne aktywności i rutynę spania. Jeden dzień w tygodniu miałem całkowicie wolny – poniedziałek. Jeździłem wtedy do Nowego Jorku, co zajmowało 3h pociągiem w jedną stronę. Zdarzyło mi się też zwiedzić miasteczko, w którym był mój camp.
Praca General Counsellora cechuje się wszechstronnością i zaradnością. Przynosi wiele fanu i nowości. You never know what you will get!
– Albert Ciężkowski
 
		
		
		 
				 
                                            

