scroll

Hooo ho oh!

Od czasów liceum moim największym marzeniem był wyjazd do Stanów. Zawsze, jak tylko zobaczyłam w telewizji kawałek Stanów, szalałam i byłam zła, że nie mogę tam pojechać.

Przeogromnie o tym marzyłam, dzielnie uczyłam się języka amerykańskiego i namiętnie oglądałam filmy. Gdy w końcu na trzecim roku studiów okazało się, że mogę pojechać, byłam wniebowzięta! O organizacji Camp America usłyszałam od siostry koleżanki. Od razu postanowiłam się zgłosić no i… udało się! Niecierpliwa, przeszczęśliwa i pełna energii czekałam na 25 czerwca, kiedy to miałam wylot. Na lotnisku do końca do mnie nie docierało, że moje marzenie w końcu się spełniło, że zaraz „odlecę”. Patrząc na to z perspektywy czasu sama się z siebie śmieję. Wakacje były przecudowne! Na lotnisku w Nowym Jorku wylądowałam o godzinie 21.00, tak więc zastała mnie już wczesna noc, niemniej zdążyłam już się nacieszyć pięknem rozświetlonych ulic centrum Nowego Jorku. Aparat do rąk i … do dzieła! Widok był niezapomniany!

Na lotnisku zostałam gorąco i mile przyjęta przez przedstawiciela Camp America. Podróż do hotelu Ramada umilił nam kierowca, który opowiadał nam o życiu w Nowym Jorku. Na swoim Resorcie, Adirondack League Club (bajkowe miejsce – jezioro, góry, drewniane domki, spokój, sarenki pod domem i sporadyczne nocne wizyty niedźwiadków znajdującym się 6 godzin jazdy autobusem od Nowego Jorku, znalazłam się następnego dnia po południu (z dworca odebrał mnie szef resortu). Natychmiast pojawiło się paru młodych amerykanów już tam pracujących, którzy serdecznie mnie powitali i oprowadzili po całym klubie (dla nich z pewnością byłam ludkiem z kosmosu. Wciąż do mnie nie dochodziło, że tam jestem. Stało się to dopiero po paru dniach.

Cały personel mieszkał w jednym domku, pokój dzieliłam z miłą i sympatycznie zakręconą Julianą. Wciąż mamy ze sobą kontakt. Wciąż też pamiętam nasze długie rozmowy. Dnia następnego po południu rozpoczęłam pracę. Pracowałam jako kelnerka w klubowej eleganckiej restauracji, ale do moich obowiązków również należało drobne sprzątanie kuchni, pranie i czyszczenie. Podjęłam się też opieki nad dziećmi. Jednak nigdy nie zapomnę jak bałam się podejść do stolika i wziąć swoje pierwsze zamówienie, okropnie byłam wystraszona, że coś pokręcę. Również technika noszenia tacy jak i podawania oraz układania dań trochę mi zajęła. Spędziłam tam boskich 13 tygodni, w ciągu których doskonale nauczyłam się nazw wszystkich dań, sosów i napojów, zup, przystawek i sałatek jak również techniki ich podawania.

Atmosfera w pracy była wspaniała, zawsze można było liczyć na pomoc kolegów. Każdy z pracowników miał wspaniałe poczucie humoru przez co praca była naprawdę przyjemnością. Ileż też robiło się omyłek, ojejku – a to nie ten sos, to znów nie ten smak lodów, nigdy jednak nie miałam z tego powodu nieprzyjemności. Tak więc bać się nie trzeba. Prócz Polaków i Amerykanów poznałam Rumunkę i Rosjanina. Miło było powymieniać się doświadczeniami jak również poopowiadać sobie o kulturze i przyzwyczajeniach swojego kraju. Wiele wieczorów spędziliśmy na wzajemnym uczeniu się „najważniejszych” słów w danym języku. Dodatkowo, wracając, na lotnisku w Nowym Jorku poznałam świetną Rosjankę z którą utrzymuję kontakt i liczę na rychłe spotkanie.

Podczas tych 13 tygodni miałam okazję pojechać z całym personelem nad Wodospad Niagara. Słów mi brak by opisać ten cud natury, to trzeba koniecznie zobaczyć! (zdjęcie to zaledwie mała namiastka tego, co tam ujrzałam). Po przepracowaniu wszystkich tygodni podjęłam się 2-tygodniowego podróżowania, które sprawiło mi przeogromną radość. Nie udało mi się niestety zwiedzić wszystkich miejsc, na które miałam chrapkę, no ale nic straconego, wakacje znów się zbliżają. Zobaczyłam za to Filadelfię i spędziłam 5 cudnych dni w Nowym Jorku z trójką znajomych, z którymi pracowałam. Miasto jest tak przecudne, niesamowite i wspaniałe, że od razu chce się wracać (zdjęcie to znów mała namiastka tego, cóż można tam podziwiać). Mieszkałam w dzielnicy Chelsea. Naprawdę można się zdziwić, jak niedrogo wyszedł nam ten cały pobyt. Wyjazd sprawił mi niesamowitą, nie do opisania frajdę i radość! Nie tylko czegoś się nauczyłam, ale również zwiedziłam nieziemskie miejsca no i… pięć filmów ze zdjęciami mówi samo za siebie…

Każdego z Was zachęcam do pracy i wakacji w USA razem z Camp America – jest fajnie, bezpiecznie i nie ma się o co martwić.